Ostatnio skończyłam relacje na wizycie w fabryce serów w Bega. Było to w Wigilię więc spieszyliśmy się pod górę Kościuszki na kemping.
Po drodze mijaliśmy piękne widoczki i wiele punktów widokowych. Bardzo charakterystycznym znakiem krajobrazu australijskiego są wiatraki takie jak na zdjęciu. Jest ich tam mnóstwo. Zwykle stoją one na pastwiskach gdzie są krowy (których też jest tam dużo) lub owce.
W południe dojechaliśmy na g. Kościuszki. Pani w budce przed wjazdem do parku narodowego miło nas powitała i połamała sobie język chcąc poprawnie wymówić Kościuszko. Oni bardzo śmiesznie to wymawiają.
W parku spotkaliśmy znak informujący, że mogą tędy śmigać na nartach kangury, a wcześniej mijaliśmy też znaki informujące, że mogą drogę przechodzić wombaty, takie grube misie podobne z pyska do koali, są nawet z tej samej rodziny.
Na kempingu pomiędzy drzewami można było zobaczyć kangury, przychodziły z nadzieją na jakiś przysmak. Było ich tam dużo, widzieliśmy też takiego z małym kangurkiem w torbie. Ta torba u kangurów to jest taka dziura z której wygląda maluch. Jak się schowa to nawet nie widać że tam coś jest.
Na wigilię ugotowałam barszczyk z buraków z puszki i ravioli z nadzieniem z bakłażanów. Było więc tradycyjnie: czerwona zupka z pierożkami w środku, a że uszka były trochę inne to nic nie szkodziło. Najgorzej że nie było pierwszej gwiazdki, bo byśmy musieli czekać do 21 na kolację. Tak więc zjedliśmy już o 17 i po barszczyku udaliśmy się na spacer, a w tym czasie był u nas Mikołaj i zostawił pod samochodem prezenty.
Łamiąc polską tradycję i za pozwoleniem kościoła, pierwszy raz w tym roku zjedliśmy wieczorem mało wigilijne danie – steki z grilla, ale były wyśmienite. Ryby nie mogliśmy dostać. Ale tak to już bywa. Za to mieliśmy wspaniałą zabawę przed pójściem spać. Wojtek gasił grila, gdy podeszły do niego takie dziwne zwierzątka i wcale się nie bojąc chciały wejść do auta. Filip i Kamil byli zachwyceni dziwnymi gośćmi i poczęstowali je starym chlebem. Najpierw przyszły 2 a potem następne 2 i biły się o kromkę chleba. Ludzkim głosem nie chciały przemówić, a dzieciaki z wrażenia nie mogły zasnąć.
Potem w książce o zwierzątkach, którą kupił sobie Filip zobaczyliśmy że to były possum. Nie wiem jaka jest polska nazwa tych zwierzątek. Załączam zdjęcie. Wygladają bardzo sympatycznie i biegają po drzewach jak wiewiórki, a także wydają dźwięki jak małpy.
W pierwszy dzień świąt poszliśmy zdobyć górę Kościuszki. Widoki, jak to w górach, piękne i jak się okazało też mieliśmy białe święta. Na zboczach leżały duże płaty śniegu, a jeden nawet przy drodze, więc skorzystaliśmy z okazji aby porzucać się śnieżkami. Pogoda była ładna, świeciło słońce, tylko strasznie wiało. Kolejną noc też spędziliśmy pod g. Kościuszki.
c.d.n.
Wszystkie wpisy znajdujące się w serii Australia 2003/2004:
- Z Sydney na Górę Kościuszki
- Kosciuszko National Park
- Ninety Miles Beach
- Wyspa Filipa
- Melbourne
- Skansen Sovereign Hill
- Jenolan Caves
- Góry Błękitne
- Sydney
Film z naszego wyjazdu znajduje się na Youtube pod adresem: Święta w Australii 2003/2004.
Zapisz się do naszego newslettera by dostawać powiadomienia o nowych wpisach oraz nasze okresowe podsumowanie. Nie wysyłamy spamu, dostaniesz nie więcej niż kilka maili w tygodniu. Jeśli chcesz dostawać tylko podsumowanie, to wybierz taką opcję w formularzu.
Gdybyś chciał się podzielić tym artykułem ze swoimi znajomymi, użyj ikonek poniżej, by dodać go do różnych mediów. W ten sposób będziemy w stanie dotrzeć do większego grona czytelników.
Zapraszamy też do komentowania pod artykułem. Będzie nam bardzo miło wiedzieć, że ktoś czyta nasze wpisy i interesuje się tym, co robimy i o czym piszemy. Dziękujemy.